Absurdalny atak polegał na proszeniu ChatGPT o powtarzanie słowa w nieskończoność - dość szybko, po słownie np. "wiersz" albo "książka" pojawiały się treści na bazie których działa ChatGPT, ujawniając, że w całości znajdują się one w jego pamięci.
Absurdalny atak polegał na proszeniu ChatGPT o powtarzanie słowa w nieskończoność - dość szybko, po słownie np. "wiersz" albo "książka" pojawiały się treści na bazie których działa ChatGPT, ujawniając, że w całości znajdują się one w jego pamięci.
dla ciebie podstawową funkcją jest wyzysk, dla twórcy czy twórczyni - ochrona jej pracy. Czyli właśnie tego wzoru swetra czy innego dzieła. To, że ciężko im się z twórczości utrzymać (czasami się da - weź chociażby Miłosza Szymańskiego z Za Rubieżą, który żyje tylko z tego) jest argumentem za tym, by bardziej ich pracę chronić a nie, by odbierać im prawo do, i tak niewielkich, zysków z niej. A co do modelu wolnego oprogramowania - sorry, działałam w indymediach, ale wolontariat to wolontariat, a praca zarobkowa to praca zarobkowa. Byli tacy jedni, którzy notorycznie kradli nasze teksty i to mega wkurwiało, mimo, iż dla nas to był "tylko" wolontariat i to, czy opłacimy z tego czynsz lub będziemy mieli na leki dla dziecka nie było od tego w żaden sposób zależne. A co dopiero ma powiedzieć zawodowy dziennikarz, podcaster czy grafik, który włożył w swoje dzieła lata pracy, trudu i środków i nagle miałby stracić źródło utrzymania, bo ktoś uznał, że to wyzyskiwacz i że teraz ma sobie, wraz z rodziną, radośnie jeść tynk ze ścian...
nie rozuimem czemu nalegasz na rozmowę o prawach autorskich tu i teraz, zamiast o mechanizmie jako takim. Znowu użyję porównania - można krytykować państwo bez nienawidzenia osób potrzebujących zasiłku, a jednak anarchizujący lewicowcy często to robią.
Nikt nie sugerował że dziennikarz jest wyzyskiwaczem, wręcz jasno podkreśliłem że za pracę należy się zapłata. Tylko jeśli nieetyczne jest zabranie owoców czyjejść pracy (że tak po marksistowsku powiem) to warto też się zastanowić na ile etyczne są same fundamenty prawa własności i przemocowe instytucje na ich straży bo ich skala jest drastycznie większa. Jeśli uznamy że prawo własności to część prawa tak ogólnie, to odbiera autorom też część narzędzi dochodzenia swoich racji pod groźbą gorszych konsekwencji.
Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę ale przyjmujesz w tej rozmowie bardzo kapitalistyczny kontekst - biedni tówrcy ciągle muszący martwić się o zjedzenie resztek tynku ze ścian.
Nie jestem w stanie przewidzieć czy będzie się dało monetyzować swoją pracę w dokładnie taki sposób jak teraz jednak to drastycznie inne obawy niż o śmierć głodową.
Argument z Indymedia trochę się mija z tym co miałem na myśli pisząc o wolnym oprogrmowaniu za któe niektórzy twórcy mają płacone kiedy przy nim pracują, istnieja całe organizacje jak Signal czy Mozilla które utrzymują pełnoetatowych pracowników - to wcale nie musi być wolontariat jeśli nie dostają tantiemów od tego co napisali. Spora część internetu i komputerów stoi na tej pracy. Niestety co najmniej częściowo w żaden sposób nieodpłatnej.
Bo żyjemy "tu i teraz", twórcy i twórczynie wykonują swoją pracę "tu i teraz" i muszą się z niej utrzymać "tu i teraz". Niezależnie od teoretycznych rozważań losowych osób, takich jak Ty czy ja, odnośnie tego, co jest "lewicowe", a co "kapitalistyczne". To "tu i teraz" decyduję o tym, czy przerzucę grafikę lub tekst z facebooka na szmer bez zgody właściciela/ki profilu. To tu i teraz decyduję, czy informując o czymś podam źródło informacji - co też świadczy o szacunku do autora/ki. To tu i teraz decyduję, czy kupię torebkę za 200 zł od rękodzielnika/czki, czy "taką samą w chińskim sklepie za 10 zł!!" - jak zachęcają niektórzy, czy nie kupię w ogóle uznając, że skoro nie stać mnie na tą za 200 zł, to bez tej za 10 zł też się obędę.
A kwestie pracownicze w organizacjach to osobny problem, ale przede wszystkim: wielu twórców i twórczyń to silne indywidualności i niekoniecznie dobrze czułyby się w strukturze organizacji. Organizacje powinny istnieć jako jedna z form, ale nie jako jedyna. Założenie, że potrzeba od razu 5 osób (taki był ostatnio wymóg przy spółdzielniach) udupiłoby wiele wartościowych projektów już na starcie. Twórcy i twórczynie już teraz mają dość ciężko, bez konieczności obowiązkowego szukania jakiejś organizacji
Jak pada krytyka kapitalizmu i własnośći to też się upierasz że skoro żyjemy tu i teraz, to trzeba mówić o własności dla małych i rozwiązaniach prawnych zamiast krytykować własność i demokrację liberaną? Właśnei tu widzę podobieństwo do liberalnej obrony własności, założenie że jak ktoś nei lubi liberalnej własności to na pewno w pierwszej kolejności chce zabrać szaraczkom. Albo drobnym autorom.
Kidy ja poruszam temat prawa własności intelektualnej i zaczynam od tego, że drobni autorzy są na końcu kolejki problemów z nim ziwązanych, Ty argumentujesz o praktyczne rozwiązania jakbym proponował zabrać małym (uspołecznić ich pracę) i zostawić dużym (sprywatyzować pracę pracowników i kolektywną wiedzę społęczeństwa). Co konkretnie jest najlepsze dla konkretnej grupy tu i teraz to drastycznie inne pytanie niż o jeden z fundamentów status quo. Moim zdaniem to może być krótkowzroczne jak w mniej radykalnych ZZ, które się zadowalają nieco większymi podwyżkami i nie roważają nawet alternatywy do status quo.
Podobnie przykłąd organizacji podałem jako przykład zarabiania pensji bez typowych firmowych roszczeń do prawa własności intelektualnej, a nie jako jedyny słuszny model organizacyjny. Przecież nie napisałem nigdize że wszyscy mamy teraz założyć Mozillę i forma organizacji nie była w ogóle istotną częścią przykładu.
Jak najbardziej - prawo do własności i zarobków to prawo do godności. Można dyskutować nad granicami, prawami pracowniczymi itp. - ale zdecydowanie prędzej dogadam się z "kapitalistą", który żyje z wynajmu pokoi niż z kimś, kto będzie domagał się "równania w dół" i odebrania ludziom ich własności w imię "skoro ja gnieżdżę się w akademiku w 3osobowym pokoju, to inni nie powinni mieć prawa do własnego mieszkania". Dla mnie drobni twórcy są na początku kolejki - o korporacje się nie martwię, one sobie zawsze poradzą. A freelancerzy już niekoniecznie. Zwłaszcza, że za wrogów uważa ich najwyraźniej także część tzw. "lewicy"...
no widze że się nie dogadamy bo dalej stawiasz chochoły, tak jak z równaniem w dół do akademików.